Już za kilka chwil rozpocznie się fenomenalna impreza – Hard Dog Race. Czyli taki psio-ludzki Runmageddon. Uwielbiam biegać, pokonałam swoje słabości w zeszłorocznym Runmageddonie i wiem, jakiego kopa energetycznego to daje. Gdy tylko pojawiła się informacja na temat HDR, wielu znajomych otwarcie mówiło, że to impreza dla mnie. Owszem. Dla mnie tak, ale dla mojego psa już nie. Pokonałby ze mną wszystkie przeszkody, a jego uwielbienie wspólnego biegania na pewno nakręcałoby go do ostrego wyścigu.
Dlaczego więc nie bierzemy udziału?
Bo widzę, jak w deszczową pogodę ciało wygina mu się w łuk i radość z pyska znika. Jak omija wszelkie kałuże, by niehigienicznym błotem nie umorusać swoich kapci. To jest jego natura, którą mogę obserwować i uczyć się jej na luźnych spacerach, bez wymagań i narzuconych przeze mnie reguł. Przebiegłby to ze mną, nie dla własnej radości, a dla zaspokojenia moich ambicji. Bo uwielbia widzieć radość w moich oczach i słyszeć słowa pełne pochwał. On nie lubi zawodzić. Jest ambitny. Ale jest tak wiele płaszczyzn, na których wspólnie ładujemy akumulatory, że swoje ambicje chowam w kieszeń. Posiadanie psa to poszanowanie jego natury, jego miłości i fujności także.